Zobacz 4 odpowiedzi na zadanie: co to Znaczy chodzić z głową w chmurach. Systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji z tej strony internetowej (web scraping), jak również eksploracja tekstu i danych (TDM) (w tym pobieranie i eksploracyjna analiza danych, indeksowanie stron internetowych, korzystanie z treści lub przeszukiwanie z pobieraniem baz danych), czy to przez roboty
Opis Opis Kolejny tom poezji Juliana Tuwima Z głową w chmurach zawiera zarówno utwory znajdujące się w programach nauczania w gimnazjum oraz liceum, jak i te mniej znane uczniom. Zabawne ilustracje i dowcipne komentarze, dzięki którym uświadamiamy sobie, że poezja Tuwima nadal jest aktualna i interesująca, są dziełem Marcina Wichy. Projekt graficzny serii stworzył duet FRYCZ I WICHA. Dane szczegółowe Dane szczegółowe ID produktu: 1062206902 Tytuł: Tuwim. Z głową w chmurach Autor: Tuwim Julian Wydawnictwo: Egmont Polska Sp. z Język wydania: polski Język oryginału: polski Liczba stron: 104 Numer wydania: I Data premiery: 2013-02-13 Forma: książka Indeks: 12077823 Recenzje Recenzje Inne z tego wydawnictwa Najczęściej kupowane
Swoją karierę w sporcie szybowcowym opisała w wydanej w 2005 książce pt. Z głową w chmurach. Angażowała się także w działalność polityczną. Zasiadała w Miejskiej i Wojewódzkiej Radzie Narodowej. W 1981 została przewodniczącą komisji zakładowej Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” w
Zagmatwana historia Ekspozycja, która obecnie pokazywana jest w Rogalinie z rodziną Raczyńskich wiąże się tylko częściowo. To, co znajdowało się w pałacu w Rogalinie zostało rozproszone. Stało się tak przede wszystkim za sprawą Niemców. W czasie wojny mieściła się tutaj szkoła Hitlerjugend. To okupanci zainteresowali się tymi najcenniejszymi rzeczami, a reszty dokonało stacjonujące później dowództwo Armii Czerwonej. Potem był jeszcze krótki okres, kiedy nie powstało jeszcze muzeum (stało się to dopiero w 1949 roku). Wówczas pałace były ograbiane z resztek świetności. Niewiele więc z tego autentycznego wyposażenia się zachowało. Brak także dokładnych dokumentów, jak wyglądały wnętrza, bowiem archiwum Raczyńskich przewiezione dla bezpieczeństwa do Warszawy, spłonęło w czasie bombardowania stolicy. Zachowały się jedynie nieliczne fotografie. Nie robiono żadnych spisów obiektów. Istnieją jedynie dwa przewodniki z lat trzydziestych po galerii malarstwa. Skromni magnaci Raczyńscy żyli na bardzo różnym poziomie zamożności. Ci pierwsi, Kazimierz i Filip byli bardzo zamożni. Kazimierz aktywnie działał w życiu politycznym. W pałacu koncentrowało się życie towarzyskie, nieomal na magnackim poziomie: z ogromną liczbą służby, gości. Potem zmieniły się czasy. Przyszedł okres rozbiorów i Edwarda Raczyńskiego, fundatora Biblioteki Raczyńskich. Był człowiekiem niezwykle skromnym. Dopóki się nie ożenił, wręcz zaniedbywał gospodarstwo w sensie estetycznym. Wykorzystywał tylko jeden pokój w pałacu. Pieniądze przeznaczał na kolejne inicjatywy wydawnicze. Przybycie Konstancji w roli żony spowodowało, jak zwykle zmianę porządku i zasad obowiązujących w domu. Konstancja wzięła wszystko w swoje ręce. Nie tylko zadbała o wygląd pałacu, ale także zajęła się stroną ekonomiczną całego majątku. Jednak to już nigdy nie był taki pałac, jak za czasów Kazimierza. Z miejsca spotkań towarzyskich stał się miejscem pracy naukowej. Mąż stanu Kolejnym przedstawicielem rodu był Roger Raczyński, o którym można powiedzieć, że żył w oderwaniu od rogalińskiej rzeczywistości. Przede wszystkim interesowała go polityka, utrzymywał kontakty z mężami stanu z zagranicy. Bardzo mało czasu spędzał w rodzinnej posiadłości, dlatego też rezydencja podupadła. Dopiero po wielu latach, po zawarciu drugiego małżeństwa przez Edwarda Aleksandra Raczyńskiego z Różą z domu Potocką, znowu nastały dobre czasy dla Rogalina. Zatrudniono znanego architekta, by przywrócił dawny blask budowli, wybudował wspaniałą bibliotekę i przeprowadził prace konserwatorskie. Kolekcjoner i przyjaciel artystów Edward Aleksander Raczyński był wielkim miłośnikiem malarstwa. Całe życie poświęcił gromadzeniu ogromnej kolekcji dzieł mistrzów. Specjalnie jeździł do Paryża, by tam kupować obrazy. Miał ścisłe kontakty z najwybitniejszymi malarzami polskimi tamtego okresu np. z Jackiem Malczewskim. Znakomicie dobrali się z Różą. On zaangażowany w pasję kolekcjonerską, ona kobieta mądra, twardo stojąca na ziemi rządziła całym tym gospodarstwem. Pomogła je wydobyć z zapaści. Bardzo ważne było także to, że otworzyli oni galerię dla zwiedzających. Przyjeżdżały tutaj wycieczki z Poznania. W przewodnikach przedwojennych znajdują się wiadomości o wycieczkach do Rogalina. Nie tylko pałac wart zobaczenia Koniecznie trzeba zwiedzić pałac w Rogalinie, obejrzeć znakomitą galerię obrazów, powozownię, pospacerować po parku i wybrać się, by zobaczyć wspaniałe wiekowe dęby, które są pomnikami przyrody.
To jedne z ostatnich Zdjęcie zrobione praktycznie podczas malowania, nawet je założyłam dennicy, ani daszku, więc ul po prostu wygląda jak kilka klocków, ale trudno się mówi Tu też fota nie najlepsza, tym razem kiedy ul stał jeszcze w magazynku, a obok widać piętrzące się ramki (to na nich pszczoły budują swoje plastry).
Artur Boruc wraz z żoną Sarą zdecydował się na mieszkanie w apartamencie w centrum Warszawy. Piłkarz Legii Warszawa i były reprezentant Polski ma piękny widok na stolicę. Niektóre zdjęcia zapierają wręcz dech w piersiach. Zobacz na zdjęciach w galerii, jak mieszka Artur Boruc! mat. prasoweArtur Boruc kończy karierę! Szkoda, że nieudanym sezonem z Legią Warszawa... W przyszłym tygodniu pożegna się z kibicami towarzyskim meczem z Celtikiem Glasgow, którego barwy reprezentował przed laty. A co dalej z byłym bramkarzem reprezentacji Polski? Na środowej ( konferencji stwierdził, że zostanie w Legii. Nie grozi mu więc przeprowadzka, bo szkoda by było. Kilka lat temu wraz z żoną Sarą Boruc zdecydował się na mieszkanie w apartamencie w centrum Warszawy. Oboje mają piękny widok na stolicę. Niektóre zdjęcia zapierają wręcz dech w piersiach. Zobacz na zdjęciach w galerii, jak mieszka Artur Boruc!Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Aż trudno uwierzyć, że to już tyle czasu minęło. Tak więc dzisiejszy post zamyka pierwszą dekadę istnienia "Z głową w chmurach". Jutro będę miał dla Was coś specjalnego a tymczasem pora na wpis numer 267 na blogu :) Zaczęło się w sobotę i choć udało się wykonać tylko jedno zdjęcie można dzień uznać za bardzo udany.
uzavrano EBooki M Marek Hłasko Użytkownik uzavrano wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 1,134 osób, 282 z nich pobrało i opinie (0)Transkrypt ( 7 z dostępnych 7 stron) STRONA 1Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 1 Pierwszy krok w chmurach Jerzemu Ćwiertni W sobotę centrum miasta wygląda tak samo jak w każdy inny dzień tygodnia. Jest tylko więcej pijanych; w knajpach i barach, autobusach i bramach — wszędzie unosi się zapach przetrawionego alkoholu. W sobotę miasto traci swoją pracowitą twarz — w sobotę miasto ma pijaną mordę. Natomiast w centrum miasta, w sobotę, nie ma ludzi, którzy lubią obserwować życie: stać w bramach, włóczyć się po ulicach, siedzieć na ławce w parku godzinami, i to tylko po to, aby za lat dwadzieścia móc sobie przypomnieć, że tego to a tego dnia widziało się mniej lub bardziej dziwny traf życiowy. Tak jak wysłańcy chadzający jeszcze podczas okupacji w czerwonych czapkach, tak jak handlujący suchym piaskiem, jak podwórzowi śpiewacy o przepitych tenorach — w centrum miasta wymarli obecnie obiektywni obserwatorzy życia. Obserwatorów można spotkać jedynie na przedmieściu. Życie przedmieścia zawsze było i jest bardziej zagęszczone; na przedmieściu w każdą sobotę, kiedy jest pogoda, ludzie wynoszą krzesła przed domy; odwracają je tyłem i usiadłszy okrakiem, obserwują życie. Upór obserwatorów nosi czasem znamiona genialnego obłędu; czasem siedzą w ten sposób przez całe życie i nie widzą nic prócz twarzy obserwatora z przeciwka. Potem umierają z głębokim żalem do świata, z przekonaniem o jego szarzyźnie i nudzie, gdyż rzadko kiedy przyjdzie im na myśl, że można podnieść się i pójść na sąsiednią ulicę. Obserwatorzy życia na starość stają się niespokojni. Miotają się, patrzą na zegarki; jest to jeden z śmiesznych nawyków starych ludzi — pragną ratować czas. W pewnym okresie chciwość życia i wrażeń staje się u nich silniejsza niż u dwudziestolatków. Dużo gadają, dużo myślą: uczucia ich są dzikie i tępe zarazem. Potem gasną szybko i spokojnie. Umierając wmawiają wszystkim, że żyli szeroko. Impotenci chwalą się sukcesami u kobiet, tchórze — bohaterstwem, kretyni — mądrością życia. Pan Gienek — z zawodu malarz pokojowy — od czterdziestu lat mieszkał na Marymoncie i od tyluż lat obserwował życie swej dzielnicy. Owej soboty pan Gienek także siedział przed swoim domem w ogródku i bezmyślnie patrzył w ulicę. Od czasu do czasu spluwał i oblizywał spieczone wargi; wygasający dzień był upalny i dręczący. Pan Gienek był rozdrażniony; nie zdarzyło się nic ciekawego w dniu dzisiejszym, nikt nie złamał ręki, nikt nikogo nie pobił i pana Gienka ssało uczucie pustki i nudy — kopnął psa, który nawinął mu się pod nogę, i ponuro ziewając patrzył na ulicę. Była pusta, przejeżdżające z rzadka samochody STRONA 2Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 2 podnosiły tumany rozparzonego piasku. Kiedy stracił już całą nadzieję na ujrzenie kawałka życia, uczuł, że ktoś trąca go w ramię. Podniósł senne oczy i zobaczył swego sąsiada, Maliszewskiego. — Chodź pan — powiedział Maliszewski. — Gdzie? — Niedaleko. — Po co? — Chcesz pan coś zobaczyć? — powiedział Maliszewski. Był to niski człowiek o dobrodusznej twarzy i chytrych oczach. Ruchy jego — mimo pozornej ociężałości — były szybkie i zwinne jak ruchy młodego kota. — Co jest? — zapytał pan Gienek; ziewnął, był zmęczony upałem. — Chłopak — powiedział Maliszewski. — I co z tego? — Satyra — powiedział Maliszewski. — On jest z dziewczyną. Już pan rozumiesz? — Jasne — rzekł pan Gienek. Podniósł się; w serce jego wstąpiła nadzieja. Zapytał z ożywieniem: — Ładna? — I ładna, i młoda — rzekł Maliszewski. — Mówię panu, dobra robota tam odchodzi. — Nagle zniecierpliwił się: — Idziesz pan czy nie? — zapytał. — Nic z tego nie będzie — powiedział pan Gienek. — Zanim tam dojdziemy, to oni skończą. Mówię panu, że nic z tego nie będzie. — Oni nie mają po pięćdziesiątce tak jak pan — powiedział Maliszewski. — Mogą się bardzo długo bawić w ten sposób. Ja jak byłem młody, to też mogłem się w ten sposób bawić godzinami. Naprawdę tak było. Wstąpimy po mojego szwagra i podskoczymy tam, chce pan? On już wrócił z roboty i chętnie pójdzie z nami. O, patrz pan, już idzie! Rzeczywiście, ulicą szedł młody, tęgi mężczyzna. Rękawy koszuli miał podwinięte, w zębach trzymał trawkę. Oczy jego były senne i drwiące, powieki — ciężkie. — Heniek — zawołał Maliszewski — pozwól tu na chwilkę! Heniek zbliżył się i oparł o płot. Czoło jego było mokre od potu. — Cześć — powiedział. — Co u pana, panie Gienku? — Heniek — powiedział Maliszewski — chodź z nami. — Gorąco — powiedział Heniek; oblizał wargi i westchnął: STRONA 3Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 3 — Nie ma czym oddychać. W taki upał nawet świętemu by nie stanął. Gdzie chcecie skoczyć? — Byłem na działce — rzekł Maliszewski. — Widziałem chłopaka z dziewczyną. — Szmata? — zapytał Heniek. Wypluł trawkę, potem zerwał nową i przygryzł ją mocniej zębami. — Skąd — powiedział Maliszewski. — Mówię ci: młoda i ładna. — Możemy podskoczyć — powiedział Heniek. — Ty mnie znasz: ja lubię popatrzeć na życie. Jeśli dziewczyna będzie brzydka — zwrócił się do Maliszewskiego — to ty coś dzisiaj postawisz. Ruszyli i szybko poszli wśród działkowych ogródków. Ludzie przychodzili tu po pracy, aby doglądać swych kartofli, pomidorów i marchwi. Teraz jednak było pusto: parny, drętwy dzień zmęczył wszystkich — ludzie siedzieli w domu. — Duszno — powiedział Heniek. — Ja nic nie mogę robić w taki dzień. Głowa mnie boli cały czas. — Tamtym też chyba gorąco — powiedział pan Gienek. — Myślę — rzekł Maliszewski. — My ich ochłodzimy. Tak, Heniek? — W zeszłym roku — powiedział Heniek — tutaj też przychodził taki jeden gość z dziewczyną. Całe lato tu przychodzili. — I co? — Nic. Pewnie nie mieli mieszkania. — Pobrali się? — zapytał z wysiłkiem Gienek; marzył o szklance zimnego, gorzkawego piwa. — Nie wiem. Może i tak, że się pobrali. Też była ładna dziewczyna. — Blondynka? — zapytał znów Gienek; nic a nic go to nie obchodziło. W dalszym ciągu czuł dręczącą pustkę i niesmak. — Brunetka — rzekł Heniek. — Pamiętam jak dziś. Ten facet był blondyn. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego taka ładna dziewczyna chodzi z takim łachudrą. — Nie wiem — mruknął pan Gienek. Splunął gęstą śliną. Był zły na Heńka: przypomniał mu, że on sam ma brzydką i dość głupią żonę. Powiedział: — Pewnie jakaś szmata. — Może?... Teraz cicho — rzekł Maliszewski. Poszedł przodem, oni ruszyli za nim wolno, starając się nie robić hałasu. Było już szarawo: słońce uciekało, na trawie kładły się STRONA 4Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 4 błękitnawe cienie. Maliszewski w pewnym momencie odwrócił głowę i zawołał cicho: — Chodźcie! Podeszli na palcach kilka kroków i zobaczyli chłopaka z dziewczyną. Leżeli obok siebie. Dziewczyna oparła swoją głowę o ramię chłopaka i przytuliła się do niego całym ciałem Leżeli zmęczeni miłością i upałem, byli młodzi i ładni oboje — jedno ciemne, drugie jasne. Sukienka dziewczyny była uniesiona; miała długie, mocne brązowe nogi. — Ładna — rzekł Heniek. — Bardzo ładna. — Mówiłem — powiedział szeptem Maliszewski. Stali w milczeniu: pan Gienek znów oblizał wargi i pomyślał o swojej żonie z dreszczem nagłego wstrętu. Maliszewski uśmiechnął się głupkowato. Heniek jeszcze bardziej opuścił ciężkie powieki i przestępował z nogi na nogę. Nagle zapytał z rozdrażnieniem: — Robimy coś? — Ty — powiedział Maliszewski. — Zrób im coś takiego, żeby się nie pozbierali ze śmiechu do końca życia. Ty to możesz zrobić, Heniek. — Heniuś — powiedział pan Gienek — najlepiej ich nastraszyć. — Przytknął palcami i powtórzył: — Ona jest strasznie ładna. Już dawno nie widziałem takiej lalki. Jeszcze dziecko. Nie powinni tego robić. — Nagle zniecierpliwił się i rzekł do Heńka: — Zrób im pan coś, bo jak nie, to ja im bombę zasunę. — Czekaj pan — powiedział Heniek. — To już lepiej ja. Patrzył chwilę na brązowe uda dziewczyny i na twarzy jego malowała się męka. Potem wyszedł zza drzewa i stanął przed młodymi. Zmrużywszy oczy, rzekł: — W tatę i mamę się bawicie? Smacznego! Maliszewski i pan Gienek wybuchnęli śmiechem. Chłopak zerwał się na nogi i wyjąkał: — Czego pan chce? — Niczego — powiedział bardzo wolno Heniek. Stał przed chłopakiem i kołysał się na nogach. Gryzł w dalszym ciągu trawkę i spluwał zielonkawą śliną. Potem powiedział: — Uważaj, jak jedziesz, kochany. To ci przyszedłem powiedzieć. Zawsze uważaj jak jedziesz. Maliszewski wyszedł zza drzewa i stanął obok Heńka. — Ładna dziewczyna — powiedział patrząc na nią burymi oczkami. — Ja bym sam chciał taką zapoznać. Może się zapoznamy, proszę panią. STRONA 5Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 5 — Idiota — powiedziała dziewczyna. Stanęła za chłopakiem; była czerwona i zdenerwowana; pan Gienek patrzył, jak drżą jej szczupłe plecy, i raz jeszcze pomyślał ze wstrętem o swojej brzydkiej, grubej i nieforemnej żonie. — Ty, ty, szmata — powiedział Maliszewski; oczy nabiegły mu krwią z wściekłości. rzekł szybko, jakby się dusząc: — Ty jesteś zwyczajna kurwa, rozumiesz? Ja mam córkę starszą od ciebie, ty kurewko. — Niech pan stąd odejdzie — powiedział chłopak, błagalnie patrząc im w oczy. — Ja pana proszę, niech pan stąd odejdzie. Myśmy panu niczego nie zrobili. Ja pana strasznie proszę. — Kogo ty prosisz, Janek? — powiedziała dziewczyna. — Tego starego durnia? — Zamknij swojej pani mordę — powiedział Heniek — bo inaczej ja jej zamknę. I sam też nie pajacuj. Mówię ci, zamknij jej mordę. — Sam masz mordę — powiedziała dziewczyna. Patrzyła na niego z pogardą. Była nieprzytomna ze zdenerwowania, lecz usiłowała się roześmiać szyderczo. — Bydlak — powiedziała i wybuchnęła płaczem. — Ej, ty — powiedział Heniek i szarpnął ją za rękę. — Komu ty wymyślasz? Przychodzisz się tutaj puszczać i jeszcze coś mówisz? Chłopak szarpnął się; uderzył Heńka w twarz — raz i drugi. Stało się to tak szybko, że Heniek zdążył tylko zamrugać oczami. Lecz w następnej chwili złapał chłopaka za włosy i trzasnął twarzą w swoje kolano. Potem uderzył go pięścią w usta i rzucił na ziemię. — Dosyć, proszę klienta? — zapytał. — Jak nie dosyć, to ja mogę klienta obsłużyć dodatkowo. Taryfa ulgowa; tu jest bardzo miły cmentarz. — I wybuchnął stekiem najplugawszych obelg. Zamknął oczy, lecz ciągle widział brązowe, długie nogi dziewczyny. — Chodź, Janek — powiedziała dziewczyna. Otarła chłopakowi twarz z krwi. Rzekła do nich: — Policzymy się jeszcze. — I kiedy odeszli już na parę kroków, krzyknęła histerycznie: — Jesteście stare szmaty, nie mężczyźni! Wracali do domu. Znów szli wśród ogródków działkowych. — Parno — powiedział Heniek. — Prawdopodobnie, że będzie padać. — Westchnął i rzekł: — To była ładna dziewczyna. Dlaczego jej powiedziałeś, że jest kurwa? Przecież jej nie znasz. Skąd mogłeś wiedzieć? — Ja przecież nie powiedziałem, że ona jest taka — rzekł Maliszewski. — To ty powiedziałeś. STRONA 6Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 6 — Ja? — Ty. — Nie wygłupiaj się. Ja jej wcale nie znałem. — Ja ją znałem — Powiedział Maliszewski. — Ja już ich tutaj widziałem nie pierwszy raz. Oni się bardzo kochają. — Co będzie dalej? — zapytał pan Gienek. — Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem, że oni z sobą chodzą. I wiem, że oni dzisiaj pierwszy raz z sobą. — Skąd? — zapytał leniwie pan Gienek. — Słyszałem, jak ją prosił. I on się bał, i ona się bała. Słyszałem, jak się namawiali. Bali się dziecka, tak mówili. Ale chyba bardziej siebie. — Tak zawsze bywa ten pierwszy raz — powiedział Heniek. — Ja też się bałem. — Każdy się bał tego pierwszego razu — powiedział Maliszewski. — Ale po co ty go zaprawiłeś? — Sam chciałeś. — Nie wiedziałem, że to tak wyjdzie. On do niej tak dziwnie mówił... — Jak? — Nie pamiętam. — Chmurzy się — powiedział pan Gienek. — On właśnie coś mówił o chmurach — powiedział Maliszewski. — Jakiś wiersz. Mówię wam, oni się kochają. — Już teraz nie będą się kochać — powiedział pan Gienek. — Będą siebie mieli dosyć na zawsze. Po takim czymś nie będą mogli patrzeć na siebie. Niepotrzebnie to wszystko wyszło. — Ja już wiem — powiedział Maliszewski. — Przypomniało mi się. On tak jej mówił, że jak on ją tego, to będzie ich pierwszy krok w chmury. On to mówił, tylko że do wiersza. A ona tylko: "Boję się. Boję się" i płakała. — Może się bała bólu? — Nie myślę — rzekł Maliszewski. — Nie myślę, żeby się bała bólu. To przychodzi potem. Życie, inni ludzie, plotka. Ale ten pierwszy raz, to naprawdę jak w chmurach. Zakochani niczego nie widzą. — My też? — zapytał Heniek. STRONA 7Marek Hłasko – opowiadania – Pierwszy krok w chmurach Strona 7 — Oni teraz już nie będą się kochać — powiedział pan Gienek. — Ja sam wiem, że jakby mnie coś takiego spotkało, tobym już potem nie kochał dziewczyny. Zmarkotniał nagle: znów ssała go pustka. Wyszli z ogródków i znów szli ulicą. — Nie — powiedział Heniek. — Oni już teraz nie będą się kochać. Mnie też spotkało kiedyś coś takiego. I nie kochałem już potem tej dziewczyny. — Każdego z nas spotkało kiedyś coś takiego — powiedział Maliszewski. — Ale po co ty mu dałeś w japę? — On mnie pierwszy uderzył — rzekł Heniek. — Zajdziemy na to piwo? — Możemy zajść. Ta dziewczyna to już chyba nie przyjdzie. — Chyba nie — powiedział pan Gienek. — I za co pan ją tak nazwałeś? — Moją dziewczynę też tak ktoś kiedyś nazwał — powiedział Maliszewski. — I jak Boga kocham, do dziś nie wiem za co. — I nie kochałeś się pan już potem? — Nie — powiedział Maliszewski. Milczał, potem rzekł z nagłą złością: — Dajcie mi spokój, do cholery! Nie wierzę w żadną miłość. Kobiecie swojej też nie wierzę. Nikomu nie wierzę. — Głupia sprawa — powiedział Heniek. Spojrzał na niebo i powiedział: — Chmurzy się. To jak on tam mówił? — Zdaje się, że krok w deszcz czy coś takiego — powiedział zmęczonym głosem Maliszewski. — Chodźcie na to piwo... Albo o deszczu, albo o burzy... Nie pamiętam. Niczego nie pamiętam. Nie chcę niczego pamiętać. Gdybym nie pamiętał, nie byłoby tej całej awantury. — Będzie jutro deszcz — powiedział Heniek. — Zawsze w niedzielę pada deszcz — powiedział pan Gienek. Skrzywił się: raz jeszcze pomyślał o swojej ohydnej żonie, o chłopaku, o dniu jutrzejszym, o ślicznej dziewczynie, o jej długich, brunatnych nogach, o jej piersiach, o jej czerwonych, świeżych ustach, o jej opalonym, silnym karku, o jej zielonych przerażonych oczach i powtórzył bełkotem, gdyż musiał coś powiedzieć: — W niedzielę zawsze pada deszcz...
Upcoming Komedia movies. Czy Z głową w chmurach jest streamowany? Sprawdź, gdzie obejrzeć online sposród 10 serwisów, włącznie z Netflix, Prime oraz VOD.pl.
Z GŁOWĄ W CHMURACH CZYLI O ŻYRAFIE KTÓRA SZUKAŁA DESZCZU | Poznań – Na afrykańskiej pustyni panuje susza i upał. Ptaki nie są w stanie znaleźć ani jednej chmury. Sadzawki wysychają, a nadzieja na deszcz maleje. Odważna Żyrafa postanawia, za wszelką cenę, odnaleźć chmury. Podczas swej pogoni spotyka Żmija, który tylko z pozoru spróbuje ją zatrzymać w miejscu. Czy uda im się razem odnaleźć wodę i sprowadzić chmury nad pustynię? Z GŁOWĄ W CHMURACH CZYLI O ŻYRAFIE KTÓRA SZUKAŁA DESZCZU reż. Katarzyna Kawalec wiek: 3+ / czas: 50 min. Na afrykańskiej pustyni panuje susza i upał. Ptaki nie są w stanie znaleźć ani jednej chmury. Sadzawki wysychają, a nadzieja na deszcz maleje. Odważna Żyrafa postanawia, za wszelką cenę, odnaleźć chmury. Podczas swej pogoni spotyka Żmija, który tylko z pozoru spróbuje ją zatrzymać w miejscu. Czy uda im się razem odnaleźć wodę i sprowadzić chmury nad pustynię? 18, 25 czerwca, 2, 9 lipca, g. 16:00 19, 26 czerwca, 3, 10 lipca, g. 12:00 21, 22 czerwca, g. 10:00 28, 29, 30 czerwca, 1, 5, 6, 7, 8 lipca, g. 11:00 Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<
wiele ludzi przyznaje, iż 'chodzenie z głową w chmurach', to domena młodzieży. Jednakże zarówno w literaturze, jak i w rzeczywistości wyraźnie widać, iż beztroskie dzieciństwo odeszło do lamusa. coraz częściej osoby w młodym wieku napotykają na swej drodze trudności, którym czoła stawił dotychczas rzadko który dorosły człowiek.
Z głową w chmurachEulalia Domanowska Etapy rozwoju sztuki publicznej w PolsceSztuka w przestrzeni publicznej zaczęła rozwijać się w Polsce na szerszą skalę dopiero w ostatnim dziesięcioleciu, kiedy demokratyzacja i transformacja kraju umożliwiły takie działania, a władze lokalne i samorządowe zobaczyły w niej możliwość rewitalizacji miast, integracji społeczności, estetyzacji otoczenia, budowania lokalnej tożsamości czy bodźca pobudzającego do końcu lat 90-tych pojawiają się tacy polscy artyści, jak Joanna Rajkowska, Jarosław Kozakiewicz, a potem coraz liczniejsza grupa młodszych, jak Maciej Kurak czy Jakub Szczęsny, rzeźbiarze i architekci, którzy uczestnicząc w międzynarodowym obiegu sztuki, zaczynają tworzyć w przestrzeni publicznej sztukę kontekstualną. Jednocześnie bardzo popularnym jej rodzajem w Polsce stają się murale, malowidła ścienne i graffiti. Miasta i instytucje kulturalne są coraz bardziej zainteresowane tego rodzaju projektami. Przemiany polityczne umożliwiły naszemu krajowi powrót do demokratycznej Europy, włączenie się w międzynarodowy obieg sztuki i możliwość wymiany kulturalnej, na przykład z naszymi zachodnimi sąsiadami. W dobie wolności podróżowania i rozwoju komunikacji dystans dzielący nasze kraje znacznie się skrócił. Z Warszawy można dojechać pociągiem do Berlina w ciągu sześciu godzin. Ułatwia to znacznie wzajemne poznawanie się i wymianę doświadczeń. Wciąż jednak Polska nie jest atrakcyjnym rynkiem sztuki ani krajem, gdzie każdy artysta chciałby mieć wystawę. Przyjeżdżający tu twórcy nie mogą liczyć na solidne honoraria za swoje prace. To raczej ciekawość i poszukiwanie nowych doznań skłania ich do wizyty w nie jest jednak także artystyczną pustynią, jeśli chodzi o sztukę w przestrzeni publicznej. Już w latach 60-tych ubiegłego wieku polscy moderniści podejmowali próby jej tworzenia. Jedną z nich było Biennale Form Przestrzennych w Elblągu, zorganizowane w 1965 roku przez Galerię EL we współpracy z miejscową fabryką Zamech, producentem turbin, przekładni zębatych i ciężkich elementów okrętowych. Biennale odbyło się pięciokrotnie, ostatnie zorganizowano w 1973 roku. Wspólne działania artystów i robotników doprowadziły do powstania kilkudziesięciu, w większości abstrakcyjnych, rzeźb i obiektów. Cele Biennale wywodziły się z tradycji konstruktywistycznej głoszącej potrzebę zbliżenia sztuki i techniki, artysty i robotnika, dzieła i jego odbiorcy – zwykłego człowieka. Przestrzeń miejska została zorganizowana zapomocą abstrakcyjnych rzeźb wykonanych z metalowego złomu, przy czym współwykonawcą była załoga fabryki. Biennale stało się, co prawda, wygodną formą dla polityki polskich komunistów, którzy popierali tego typu „braterstwo“ klas społecznych, a sztukę traktowali jako wentyl bezpieczeństwa dla inteligencji, jednak powstało wówczas kilkadziesiąt obiektów i rzeźb, które można uznać za dość wczesne przykłady sztuki w przestrzeni publicznej. Oprócz aspektu społecznego sztuka ta miała aspekt edukacyjny – poprawianie gustu niewyrobionego widza poprzez umożliwienie mu bezpośredniego kontaktu ze sztuką na wysokim poziomie. Kolejnym przykładem jest Biennale Rzeźby w Metalu, które zorganizowano w Warszawie przy pomocy Zakładów Radiowych Kasprzaka. Powstało wówczas 60 kompozycji przestrzennych, z których kilkanaście nadal można oglądać na stołecznej Woli. W projektach brali udział przedstawiciele polskiej awangardy artystycznej, którzy szybko zainteresowali się sztuką konceptualną. Formami wypowiedzi artystycznej stały się wówczas prelekcje, manifesty, akcje, fotografia i sztuka wideo. Na początku lat 70-tych coraz bardziej upowszechniała się też sztuka performance i teatr 80-te, mimo trudnej sytuacji politycznej, przyniosły nam kilka większych imprez międzynarodowych, na których również pojawiły się projekty w przestrzeni publicznej. W roku 1981, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce, odbyła się łódzka Konstrukcja w Procesie. Na fali społecznego entuzjazmu związanego z ruchem „Solidarność“ artyści znów współpracowali z robotnikami, może w sposób najbardziej autentyczny w historii, tym razem wbrew woli władzy. Artyści, tacy jak Richard Nonas czy Sol LeWitt, z rozrzewnieniem wspominali ten ciekawy, wspaniały czas. W drugiej połowie lat 80-tych udało się również, przy współpracy artysty Fluxusu, Emmetta Williamsa, zorganizować dwie warszawskie edycje Międzynarodowego Seminarium Sztuki, które ułatwiły powstanie jednego z najważniejszych ośrodków kultury w Polsce – Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w polityczne po 1989 roku w Polsce i upadek muru berlińskiego umożliwiły poszerzenie wymiany między twórcami polskimi a zagranicznymi. Jednym z niezwykłych twórców, z którymi wtedy się spotkałam, był Thorsten Goldberg. Poznałam go dzięki kuratorowi Martinowi Henatschowi. Nasza znajomość datuje się od roku 2000, kiedy obaj wzięli udział w międzynarodowym projekcie Intrigue and provocation zorganizowanym w Kaunas na Litwie. Artysta zaprezentował wówczas mobilną instalację Detached House, zbudowaną z monitora, który wolno przesuwa się w przestrzeni galerii, uderza w ścianę i sunie w przeciwną stronę, powracając do poprzedniego punktu. Na ekranie widać statyczny obraz domku w małym miasteczku na niemieckiej prowincji. Kamera filmuje rzeczywisty czas akcji jednego dnia. Oprócz okazyjnego pojawiania się samochodów, rowerzysty, szarego i czarnego kota, listonosza i ruchu chmur na niebie nic więcej nie dzieje się w tym miejscu. Nuda i marazm. Artysta próbuje zainicjować jakąś akcję poprzez mechaniczną kolizję monitora ze ścianą. Jednak jednostajny ruch i nieuchronność kolizji jest doskonale przewidywalna przez widzów. Sztuka niewiele może zmienić, jedynie wybić kilka szram w ścianie galerii. Instalacja zawierająca kontekst społeczny była jednocześnie głosem w dyskusji nad siłą, a właściwie bezsiłą sztuki we współczesnym świecie. Była też przykładem sztuki o przestrzeni publicznej, jednak przeznaczonej do prezentacji w galeryjnym roku 2000 artysta berliński kilkakrotnie pokazywał swoje projekty w Polsce, w Galerii Amfilada i Muzeum Narodowym w Szczecinie, Galerii Arsenał w Białymstoku i Galerii XX1 w Warszawie. Jednym z nich była instalacja 3 Chinesen – rodzaj poezji wizualnej uformowanej z kolorowych kanapek pokrytych nutellą, dżemem i kiełbasą, ukazujących tekst dziecięcej piosenki niemieckiej. Kanapki ułożone na ulicznym trotuarze i na podłodze sali wystawowej, bulwersowały część Polaków przyzwyczajonych do szczególnego traktowania chleba i myślenia o nim w kontekście sacrum – religijnego rytuału przemiany chleba w ciało Chrystusa podczas ceremonii mszy. Instalacja, pomyślana jako ironiczna gra ze słowem i naszymi zmysłami, sprowokowała niezamierzone przez artystę reakcje, wynikające z odmiennego kontekstu kulturowego. Wybrane prace Thorstena GoldbergaJeśli Thorsten Goldberg posługuje się strategią prowokacji, to jest to prowokacja intelektualna, skłaniająca widza do podjęcia wysiłku analitycznego lub procesu badawczego. Jego dzieła można odczytywać na różnych poziomach wizualnych i znaczeniowych. Nawiązują one rozmaite relacje z otoczeniem, geografią, historią miejsca, grupą, dla której są przeznaczone. Jego projekty można określić nie tyle jako „site-specific“, co jako„context-specific“. Wydarzenia, polityka, język formalny, otoczenie – wszystko to może oddziaływać na dzieło sztuki umieszczone w przestrzeni publicznej. Artysta dokładnie bada teren, zanim zaproponuje projekt. Angażuje do współpracy specjalistów z różnych dziedzin, starając się stworzyć dzieło perfekcyjne, znakomicie pasujące do otaczającej przestrzeni, ale też zawierające wnikliwe obserwacje bądź przesłania autora, pozbawione jednak elementu perswazji. Thorsten Goldberg rozmawia z nami raczej za pomocą symboli, znaków i aluzji, odwołuje się do naszego doświadczenia, emocji lub wrażliwości. Jego prace, nawet te krytyczne, są bezkonfliktowe. Artysta kładzie nacisk na współpracę, subtelne zwrócenie uwagi na jakąś kwestię, podsuwa możliwe rozwiązania, nawołuje do zgody, stara się dać przyjemność
. 145 401 188 10 235 60 436 341
z głową w chmurach tekst